poniedziałek, 2 grudnia 2013

Czwarta stacja - doba.

Doba jak powszechnie wiadomo ma 24 godziny i ani sekundy dłużej. Ale jak również powszechnie wiadomo, dla każdego ilość tych godzin ma inny wydźwięk. Dla mnie na przykład czasami mkną z prędkością światła i nim się obejrzę już leżę twarzą w poduszce. Moje ostatnie poczucie niedoczasu jest przerażające. Mam wrażenie, że wszystko leży odłogiem, a ja się miotam między zaległościami w pracy i własnymi projektami. Liczę, że od dzisiaj uda mi się to w końcu ogarnąć, bo zawodowo chyba już wychodzę na prostą i realizuję bieżące sprawy. Ale własne projekty leżą i wołają o pomstę do nieba... Bieganie zarzuciłam, bo po pierwsze naprawdę czuję się fizycznie zmęczona (tak, wiem, wymówka), a po drugie przy moim zdrowiu po bieganiu w taką pogodę przeziębienie mam gwarantowane (a na chorobę to ja już zupełnie nie mam czasu). Książka woła mnie, a wręcz się na mnie drze, a ja podchodzę do niej jak pies do jeża. Książki motywujące leżą i się kurzą (jeśli można tak o e-bookach powiedzieć...), bo mnie intelektualnie stać tylko na czytanie "Władcy Pierścieni" (po raz enty). A skoro już łączę w jednej notce kwestie doby i WP to na koniec Gandalf: "Wszystko co nam zostało, to zdecydować co zrobić z czasem, który został nam dany". Wobec tego skoro nie uda mi się wydłużyć doby, to ewidentnie trzeba zacisnąć zęby i przetrwać grudzień :)