Nowy rok przybiegł, wytarł buty na wycieraczce, zapukał, wszedł i już się rozgościł :) A razem z nim ruszyła lawina wszelkich postanowień i z tej okazji naszły mnie różne przemyślenia.
Co sprzyja jakimkolwiek postanowieniom? Poniedziałek, pierwszy dzień miesiąca, nowy rok... czyli początek. Nowy początek nowego życia. A jak wypadnie pierwszy dzień nowego rok w poniedziałek to już combo :) Dla mnie akurat nad takimi datami ciąży klątwa i wszelkie próby zaczęcia czegoś w takie dni kończą się niepowodzeniem. O wiele łatwiej mi z postanowieniami we wtorki czy czwartki, w środku kwietnia. No dobra, koloryzuje. Generalnie nie wychodzą mi zbytnio postanowienia. Nie lubię tego stwierdzenia: "od jutra robię to i to, a przestaję tamto". Wszystkie moje działania są podyktowane tym, że nagle się na coś decyduje i to robię. Tak było np. z bieganiem. Któregoś dnia założyłam dres, bluzę i pobiegłam.
Wydaje mi się, że takie spontaniczne działania są o wiele lepsze od postanowień. Dla mnie takiego postanowienie jest ograniczające i od razu czuję się zestresowana bo coś sobie postanowiłam. Jeżeli podejmuję decyzję pod wpływem chwili daje mi to więcej przyjemności (no oczywiście oprócz biegania :) ).
Książka ochrypła od wołania, ale w końcu się zlitowałam i do niej zasiadłam.
Poukładałam książki na półkach w porządku alfabetycznym i zrobiłam sobie w komputerze ich spis. Zastanawiam się czy to już zahacza o jakąś paranoję, czy to tylko małe zboczenie... Czymkolwiek by to nie było dobrze mi z tym :)