Zła siostra motywacji - demotywacja. Jakby się nie starać, jak nie kombinować raz na jakiś czas się pojawi. No i co wtedy?
Ostatnio mnie ta paskuda dopadła. Dobiło mnie to, że można się obijać w pracy, kombinować, a i tak nikt tego nie widzi. Albo widzi tylko nic z tym nie robi. To po kij się starać? Mogę też się pobawić w cwaniaka. Ale chwilę pomyślała i doszłam do wniosku, że takie kombinowanie świadczy o beznadziejności człowieka. O wiele bardziej wolę pozasuwać i nawet nie usłyszeć słowa pochwały (no dobra, przesadzam... raz na jakiś czas nawet ja lubię pochwały, byle nie przesadzone!) niż grzać tyłek.
Czyli jak pozbyć się tego ustrojstwa? Przypomnieć sobie po co robimy to co robimy. Jeżeli mam już dość biegania (a mam odkąd pierwszy raz wyszłam pobiegać) to wizualizuję sobie powód dlaczego to robię. Jeśli to co robię jest trudne i kilka osób już nie dało rady tego zrobić, myślę sobie "to mój kolejny szczebel w drabinie do tego, żeby być jeszcze lepsza".
Tak sobie myślę, że chyba udało mi się wyrzucić lenia z domu (odpukać!). I wbrew pozorom nie było to takie trudne. Czasami tylko organizm daje znać, że potrzebuje odpoczynku. Ale następnego dnia znowu mogę pokonywać kolejne granice.
A na koniec z dedykacją dla domis "Jeśli nie wiesz, co dalej, po prostu zrób następny, właściwy krok. Zwykle to nic wielkiego. Jak powiedział E.L. Doctorow, pisanie książki przypomina jazdę samochodem nocą. „Widzisz tylko ten fragment drogi, który oświetlają twoje światła, a mimo to dojeżdżasz w ten sposób do celu”." (Regina Brett, "Bóg nigdy nie mruga").