Nie jestem cierpliwa. Przysłowiowy szlag trafia mnie po drugiej nieudanej próbie, po trzeciej minucie czekania i po kwadransie oglądania meczu jak nie ma bramki. Ale w pewnej dziedzinie wykazuję wręcz anielską cierpliwość: w oczekiwaniu na powrót. Nie chodzi oczywiście o powrót do domu, powrót syna marnotrawnego czy powrót taty. Ja czekam aż do ludzi wróci to co mi zrobili. I to trochę tak mnie trzyma przy życiu, bo gdybym na to nie czekała, to sama musiałabym iść i wymierzać sprawiedliwość.
Odkryłam, że ludzie, którzy robią innym krzywdę (krzywda jest tutaj bardzo szerokim pojęciem - od drobnych złośliwości do przewinień najcięższego kalibru) są bardzo aroganccy, zadufani w sobie... I przez to nie widzą jak sami sobie wymierzają tą sprawiedliwość. A ja stoję wtedy z boku i uśmiecham się pod nosem, bo już wiem co będzie dalej. Złośliwość? Być może. Ale ja swoich krzywd nie zapominam (zresztą mało rzeczy zapominam...) i wiem, że kiedy sprawiedliwość sobie o mnie przypomni. A ja wtedy będę stać obok i na to patrzeć.
Pociąg do sukcesu
środa, 28 stycznia 2015
wtorek, 26 sierpnia 2014
Ósma stacja - nowa droga.
Ciężko zmieniać przyzwyczajenia. Ciężko nauczyć się czegoś nowego, co do tej pory kłóciło się z posiadanym światopoglądem. No ale od początku...
Wszelki kontakty z Sylwią (o której pisałam tutaj) kończą się zazwyczaj pozytywnym nakręceniem. Tym razem Sylwia postanowiła namówić mnie na przeczytanie dwóch książek: "Sekret" Rhondy Byrne i "Potęgę podświadomości" Josepha Murphy'ego. Na początku rozmowy podeszłam do tego dość sceptycznie (zresztą po 23:00 do większości rzeczy podchodzę dość sceptycznie)... Ale z każdą minutą coraz bardziej zaczęło mnie to intrygować. Poszukiwania w domowym zbiorze zaowocowały wykopaniem niemalże z dna biblioteczki "Potęgi podświadomości". Zaczęłam czytać i w sumie nie mogłam uwierzyć w to co czytam. No bo jak to? To takie proste? I w sumie to by tłumaczyło dlaczego mi tyle rzeczy nie wychodzi, przy moim podejściu "spróbuję, ale pewnie i tak nic z tego nie będzie". Jako człowiek z nurtu "niewiernego Tomasza", czyli dotknę a uwierzę, postanowiłam zrobić test. Przeprowadziłam niemalże naukowy test na drobnej sprawie i... zadziałało! No to z większym zapałem rzuciłam się na książki. Po pewnym czasie zauważyłam gdzie jednak będę mieć problem. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to to, że muszę zmienić swój sposób myślenia o 180 stopni. Ciężko, ale jak nad sobą popracuję to do zrobienia. A potem mnie oświeciło, że żeby nad sobą popracować muszę się nauczyć... wierzyć. No to już trudniejszy temat do ogarnięcia. Jak nagle nauczyć się wierzyć? Czy jest do tego jakiś podręcznik? Skrypt? A może jakieś kody? Zatem czeka mnie podwójna praca. Ale nie boję się tego. I wiem, że wyjdzie. Jak nie dziś, to jutro. Jak nie jutro, to za tydzień. Ale wyjdzie. I już.
Wszelki kontakty z Sylwią (o której pisałam tutaj) kończą się zazwyczaj pozytywnym nakręceniem. Tym razem Sylwia postanowiła namówić mnie na przeczytanie dwóch książek: "Sekret" Rhondy Byrne i "Potęgę podświadomości" Josepha Murphy'ego. Na początku rozmowy podeszłam do tego dość sceptycznie (zresztą po 23:00 do większości rzeczy podchodzę dość sceptycznie)... Ale z każdą minutą coraz bardziej zaczęło mnie to intrygować. Poszukiwania w domowym zbiorze zaowocowały wykopaniem niemalże z dna biblioteczki "Potęgi podświadomości". Zaczęłam czytać i w sumie nie mogłam uwierzyć w to co czytam. No bo jak to? To takie proste? I w sumie to by tłumaczyło dlaczego mi tyle rzeczy nie wychodzi, przy moim podejściu "spróbuję, ale pewnie i tak nic z tego nie będzie". Jako człowiek z nurtu "niewiernego Tomasza", czyli dotknę a uwierzę, postanowiłam zrobić test. Przeprowadziłam niemalże naukowy test na drobnej sprawie i... zadziałało! No to z większym zapałem rzuciłam się na książki. Po pewnym czasie zauważyłam gdzie jednak będę mieć problem. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to to, że muszę zmienić swój sposób myślenia o 180 stopni. Ciężko, ale jak nad sobą popracuję to do zrobienia. A potem mnie oświeciło, że żeby nad sobą popracować muszę się nauczyć... wierzyć. No to już trudniejszy temat do ogarnięcia. Jak nagle nauczyć się wierzyć? Czy jest do tego jakiś podręcznik? Skrypt? A może jakieś kody? Zatem czeka mnie podwójna praca. Ale nie boję się tego. I wiem, że wyjdzie. Jak nie dziś, to jutro. Jak nie jutro, to za tydzień. Ale wyjdzie. I już.
czwartek, 31 lipca 2014
Urlop!
I wyprawa do Szwecji za mną. Miałam przed nią pewne obawy, bo ostatni raz na promie byłam z X lata temu i nie wspominam tego najlepiej ale miałam nadzieję, że jednak Bałtyk okaże się łaskawszy od Kanału La Manche.Trzy dość intensywne dni, pełne łażenia, zwiedzania i gotowania się w skandynawskim słońcu naładowało moje akumulatory.
Teraz można się już szykować na wyprawę do Londynu. I czekać na kolejną szaloną promocje w Stena Line (domis, czas włączyć wyszukiwanie!). :)
Dobry humor zepsuł mi tylko fakt, że chamstwo się mnoży na tym świecie. Dlatego teraz i tu, głośno i wyraźnie oraz dobitnie mówię:
Teraz można się już szykować na wyprawę do Londynu. I czekać na kolejną szaloną promocje w Stena Line (domis, czas włączyć wyszukiwanie!). :)
Dobry humor zepsuł mi tylko fakt, że chamstwo się mnoży na tym świecie. Dlatego teraz i tu, głośno i wyraźnie oraz dobitnie mówię:
wtorek, 17 czerwca 2014
Siódma stacja - przyjemności
Jakiś czas temu pewna osoba uświadomiła mi, że przyjemności są potrzebne. Mój mózg nie za bardzo umiał to ogarnąć. Padło pytanie: co robię dla przyjemności? No gram na PS3 albo czytam. I wyszło, że to za mało, bo nie mam równowagi. No to teraz chyba znalazłam równowagę. Po kilku latach zrobiłam wielki powrót na rower (okupiony bólem wielu części ciała...)! Dwa kółka ewidentnie dają radość. I wymyśliłam sobie też idealne połączenie: rower i w słuchawkach audiobook.
A teraz przyjemności jest więcej, bo w telewizji mundial :)
A teraz przyjemności jest więcej, bo w telewizji mundial :)
czwartek, 13 marca 2014
Szósta stacja - inspiracje
Obiecałam nową notkę i domis przybiegła mi o tym przypomnieć :)
Pod słowem "inspiracje" rozumiem dwie osoby. O jednej już kiedyś pisałam. Jego koncerty dają mi takiego powera, że aż sama siebie muszę hamować.
Drugą osobą jest Sylwia, zwana powszechnie Mopem :) Sylwia odkąd ją znam systematycznie wspina się w mojej prywatnej hierarchii na miejsce "duchowego przywódcy". Pamiętam jak kilka lat temu z przerażeniem słuchałam jej słów "wszystko da się zrobić, trzeba tylko pokombinować i popracować". Mój mózg nie był w stanie tego zrozumieć, bo paraliżowała go myśl "nie dam rady". Przyznaję, że były momenty kiedy miałam ochotę jej powiedzieć, że (kulturalnie rzecz ujmując" "gada głupoty, bo tego się po prostu nie da zrobić". Teraz widzę, że miała racje. Że słowo "niemożliwe" nas ogranicza. Że nie chodzi o to, żeby wszystko zrobić, ale próbować i się nie poddawać.
Mop, wredoto jedna, dzięki!
Pod słowem "inspiracje" rozumiem dwie osoby. O jednej już kiedyś pisałam. Jego koncerty dają mi takiego powera, że aż sama siebie muszę hamować.
Drugą osobą jest Sylwia, zwana powszechnie Mopem :) Sylwia odkąd ją znam systematycznie wspina się w mojej prywatnej hierarchii na miejsce "duchowego przywódcy". Pamiętam jak kilka lat temu z przerażeniem słuchałam jej słów "wszystko da się zrobić, trzeba tylko pokombinować i popracować". Mój mózg nie był w stanie tego zrozumieć, bo paraliżowała go myśl "nie dam rady". Przyznaję, że były momenty kiedy miałam ochotę jej powiedzieć, że (kulturalnie rzecz ujmując" "gada głupoty, bo tego się po prostu nie da zrobić". Teraz widzę, że miała racje. Że słowo "niemożliwe" nas ogranicza. Że nie chodzi o to, żeby wszystko zrobić, ale próbować i się nie poddawać.
Mop, wredoto jedna, dzięki!
czwartek, 9 stycznia 2014
Piąta stacja - postanowienia
Nowy rok przybiegł, wytarł buty na wycieraczce, zapukał, wszedł i już się rozgościł :) A razem z nim ruszyła lawina wszelkich postanowień i z tej okazji naszły mnie różne przemyślenia.
Co sprzyja jakimkolwiek postanowieniom? Poniedziałek, pierwszy dzień miesiąca, nowy rok... czyli początek. Nowy początek nowego życia. A jak wypadnie pierwszy dzień nowego rok w poniedziałek to już combo :) Dla mnie akurat nad takimi datami ciąży klątwa i wszelkie próby zaczęcia czegoś w takie dni kończą się niepowodzeniem. O wiele łatwiej mi z postanowieniami we wtorki czy czwartki, w środku kwietnia. No dobra, koloryzuje. Generalnie nie wychodzą mi zbytnio postanowienia. Nie lubię tego stwierdzenia: "od jutra robię to i to, a przestaję tamto". Wszystkie moje działania są podyktowane tym, że nagle się na coś decyduje i to robię. Tak było np. z bieganiem. Któregoś dnia założyłam dres, bluzę i pobiegłam.
Wydaje mi się, że takie spontaniczne działania są o wiele lepsze od postanowień. Dla mnie takiego postanowienie jest ograniczające i od razu czuję się zestresowana bo coś sobie postanowiłam. Jeżeli podejmuję decyzję pod wpływem chwili daje mi to więcej przyjemności (no oczywiście oprócz biegania :) ).
Książka ochrypła od wołania, ale w końcu się zlitowałam i do niej zasiadłam.
Poukładałam książki na półkach w porządku alfabetycznym i zrobiłam sobie w komputerze ich spis. Zastanawiam się czy to już zahacza o jakąś paranoję, czy to tylko małe zboczenie... Czymkolwiek by to nie było dobrze mi z tym :)
Co sprzyja jakimkolwiek postanowieniom? Poniedziałek, pierwszy dzień miesiąca, nowy rok... czyli początek. Nowy początek nowego życia. A jak wypadnie pierwszy dzień nowego rok w poniedziałek to już combo :) Dla mnie akurat nad takimi datami ciąży klątwa i wszelkie próby zaczęcia czegoś w takie dni kończą się niepowodzeniem. O wiele łatwiej mi z postanowieniami we wtorki czy czwartki, w środku kwietnia. No dobra, koloryzuje. Generalnie nie wychodzą mi zbytnio postanowienia. Nie lubię tego stwierdzenia: "od jutra robię to i to, a przestaję tamto". Wszystkie moje działania są podyktowane tym, że nagle się na coś decyduje i to robię. Tak było np. z bieganiem. Któregoś dnia założyłam dres, bluzę i pobiegłam.
Wydaje mi się, że takie spontaniczne działania są o wiele lepsze od postanowień. Dla mnie takiego postanowienie jest ograniczające i od razu czuję się zestresowana bo coś sobie postanowiłam. Jeżeli podejmuję decyzję pod wpływem chwili daje mi to więcej przyjemności (no oczywiście oprócz biegania :) ).
Książka ochrypła od wołania, ale w końcu się zlitowałam i do niej zasiadłam.
Poukładałam książki na półkach w porządku alfabetycznym i zrobiłam sobie w komputerze ich spis. Zastanawiam się czy to już zahacza o jakąś paranoję, czy to tylko małe zboczenie... Czymkolwiek by to nie było dobrze mi z tym :)
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Czwarta stacja - doba.
Doba jak powszechnie wiadomo ma 24 godziny i ani sekundy dłużej. Ale jak również powszechnie wiadomo, dla każdego ilość tych godzin ma inny wydźwięk. Dla mnie na przykład czasami mkną z prędkością światła i nim się obejrzę już leżę twarzą w poduszce. Moje ostatnie poczucie niedoczasu jest przerażające. Mam wrażenie, że wszystko leży odłogiem, a ja się miotam między zaległościami w pracy i własnymi projektami. Liczę, że od dzisiaj uda mi się to w końcu ogarnąć, bo zawodowo chyba już wychodzę na prostą i realizuję bieżące sprawy. Ale własne projekty leżą i wołają o pomstę do nieba... Bieganie zarzuciłam, bo po pierwsze naprawdę czuję się fizycznie zmęczona (tak, wiem, wymówka), a po drugie przy moim zdrowiu po bieganiu w taką pogodę przeziębienie mam gwarantowane (a na chorobę to ja już zupełnie nie mam czasu). Książka woła mnie, a wręcz się na mnie drze, a ja podchodzę do niej jak pies do jeża. Książki motywujące leżą i się kurzą (jeśli można tak o e-bookach powiedzieć...), bo mnie intelektualnie stać tylko na czytanie "Władcy Pierścieni" (po raz enty). A skoro już łączę w jednej notce kwestie doby i WP to na koniec Gandalf: "Wszystko co nam zostało, to zdecydować co zrobić z czasem, który został nam dany". Wobec tego skoro nie uda mi się wydłużyć doby, to ewidentnie trzeba zacisnąć zęby i przetrwać grudzień :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)