Nie jestem cierpliwa. Przysłowiowy szlag trafia mnie po drugiej nieudanej próbie, po trzeciej minucie czekania i po kwadransie oglądania meczu jak nie ma bramki. Ale w pewnej dziedzinie wykazuję wręcz anielską cierpliwość: w oczekiwaniu na powrót. Nie chodzi oczywiście o powrót do domu, powrót syna marnotrawnego czy powrót taty. Ja czekam aż do ludzi wróci to co mi zrobili. I to trochę tak mnie trzyma przy życiu, bo gdybym na to nie czekała, to sama musiałabym iść i wymierzać sprawiedliwość.
Odkryłam, że ludzie, którzy robią innym krzywdę (krzywda jest tutaj bardzo szerokim pojęciem - od drobnych złośliwości do przewinień najcięższego kalibru) są bardzo aroganccy, zadufani w sobie... I przez to nie widzą jak sami sobie wymierzają tą sprawiedliwość. A ja stoję wtedy z boku i uśmiecham się pod nosem, bo już wiem co będzie dalej. Złośliwość? Być może. Ale ja swoich krzywd nie zapominam (zresztą mało rzeczy zapominam...) i wiem, że kiedy sprawiedliwość sobie o mnie przypomni. A ja wtedy będę stać obok i na to patrzeć.
Karma! Moja ulubiona rzecz we wszechświecie! ;)
OdpowiedzUsuń